Udaję że studiuję
: 13 gru 2019, 20:46
Hej, witajcie. Mam pewien problem i potrzebuję Waszej porady. Nie bardzo mam się komu wygadać, gdyż naprawdę nie ma się po co chwalić moim postępowaniem. Otóż sprawa wygląda tak: w tym roku dostałam się na studia do innego miasta, ok 200 km od domu rodzinnego. Namówiłam chłopaka żeby się ze mną przeprowadził do tego miasta. Doniosłam papiery na tą uczelnię, znaleźliśmy i wynajęliśmy mieszkanie. Uczelnia traktowała mnie jak studentkę, przychodziły do mnie jakieś maile, jestem nawet w grupie naszego kierunku na Facebooku. Sęk w tym że... nie pojawiłam się tam ani razu. Chwilę przed inauguracją rozmyśliłam się i stwierdziłam że administracja to jednak nie to. Nikomu o tym z moim chłopakiem nie powiedzieliśmy. Chodzi o to że jego rodzina miała poważne obiekcje co do naszego wyjazdu, uważali że nie damy sobie rady finansowo. Pewnie też chodziło Im o to że nie chcieli żeby „pakował się” w poważniejszy związek ze mną, ale to tylko moje przypuszczenia. Jesteśmy razem 4 lata. Tak więc Jego rodzina sądzi że studiuję dziennie i pracuję w weekendy i piątki (bo niby mam wolne piątki od zajęć). Moja mama też sądzi że studiuję. Tak naprawdę pracuję na pełen etat. Kiedy dzwonią i pytają, jak tam na studiach odpowiadam, że dobrze. Od wyprowadzki widziałam się z nimi kilka razy, i zawsze jak temat schodził na moje studia to coś tam im naściemniałam. Kilka tygodni temu pojechałam na uczelnię i złożyłam wniosek o skreślenie mnie z listy studentów, gdyż to była i tak kwestia czasu kiedy by mnie wyrzucili za moje nieobecności. Rozpatrzyli to pozytywnie i oficjalnie już tam nie studiuję.
Myślałam, że to plan idealny. Jestem daleko od mojej rodziny i od rodziny chłopaka, telefonujmy do nich raczej rzadko, więc sądziłam że zdołam ciągnąć tą szopkę jak najdłużej, nawet te 3 lata, do końca „studiów”. Nie przeszkadzało mi to że to nieetyczne. A no i sprawa wiary. Nie byłam wierząca. Od niedawna zaczęłam czytać Biblię. I wzbudziły się we mnie wyrzuty sumienia w tej sprawie. To szalone ale Na poważnie rozważam zadzwonienie do nich i powiedzenie im wszystkim prawdy. Nie wiem co się ze mną stało. Naprawdę daleko mi było do wiary i moralności. A teraz przejmuję się czymś co jeszcze niedawno było dla mnie pikusiem, niczym złym. boję się ich reakcji. Mama mówiła że tak się cieszy że poszłam na studia, że w końcu zmądrzałam (szkole skończyłam kilka lat temu). Pewnie wszystkim się chwali że studiuję. A tu nagle dowie się że to nieprawda. Załamie się. Rodzina chłopaka się wścieknie. Co mam robić? Ratunku.
Myślałam, że to plan idealny. Jestem daleko od mojej rodziny i od rodziny chłopaka, telefonujmy do nich raczej rzadko, więc sądziłam że zdołam ciągnąć tą szopkę jak najdłużej, nawet te 3 lata, do końca „studiów”. Nie przeszkadzało mi to że to nieetyczne. A no i sprawa wiary. Nie byłam wierząca. Od niedawna zaczęłam czytać Biblię. I wzbudziły się we mnie wyrzuty sumienia w tej sprawie. To szalone ale Na poważnie rozważam zadzwonienie do nich i powiedzenie im wszystkim prawdy. Nie wiem co się ze mną stało. Naprawdę daleko mi było do wiary i moralności. A teraz przejmuję się czymś co jeszcze niedawno było dla mnie pikusiem, niczym złym. boję się ich reakcji. Mama mówiła że tak się cieszy że poszłam na studia, że w końcu zmądrzałam (szkole skończyłam kilka lat temu). Pewnie wszystkim się chwali że studiuję. A tu nagle dowie się że to nieprawda. Załamie się. Rodzina chłopaka się wścieknie. Co mam robić? Ratunku.